środa, 27 października 2010

Z koła

Mistrzem koła to ja raczej nie będę, ale zdarzyło mi się nieraz siedzieć przy tym urządzeniu i coś wytoczyć, czasem "with a little help from my friends", jak mówią słowa pewnej piosenki. Niektóre twory nie nadają się do pokazywania. Na fotkach dwa naczynka, które jakoś wyglądają :). Pierwsze pokryte szkliwem o wdzięcznej nazwie kropla woda, w środku roztopione szkło. Drugie z zewnątrz turkus, w środku - stokrotka.



poniedziałek, 25 października 2010

Mitenki

Pamiętacie ten szal? Pisałam wtedy, że ufilcowałam do niego mitenki, tylko muszę je sfotografować. W końcu się udało.

Do you remember this scarf? I wrote there, that I had made gloves matching to the scarf, but I have not time to take a picture. Finally I manage to do it.


niedziela, 24 października 2010

Rudy, rudy, rudy... naszyjnik...

W ten weekend zrobiłam naszyjnik, który od dawna miałam w głowie, ale materiały leżały i czekały na swój czas. Bryłki jaspisów kupiłam jeszcze w czasie pobytu w Toruniu, ceramiczne korale wypalałam już dość dawno. Do tego oczywiście filc i drobnica - też jaspisowa. A wyszło tak...

This weekend I made a necklace, Idea of the item have been in my head for a long time so far, but all merials were awaiting for the right time. Pieces of jasper I have bought during my visit in Torun, ceramic elements have been burned out ages ago. And at the end felt making and small jasper beads. So finally it looks as follows:




Poza tym w ten weekend zajmowałam się czymś jeszcze. Mianowicie naprawiałam koleżance filcową torbę kupioną na allegro. Pisałam już o tym na kilku forach, ale generalnie sytuacja niewiele się zmieniła. Otóż pewna pani kradnie cudze zdjęcia i wzory. Sprzedaje rzeczy, które są wierną kopią cudzych pomysłów. Ma już któreś z kolei konto, bo zamknięcie jednego nie powstrzymuje jej od otwarcia innego. Tu nie ma mowy o żadnej inspiracji! No a jakość tych wyrobów pozostawia wiele do życzenia. Koleżanka kupiła od niej torbę, która rozleciała się po miesiącu używania. Diabli mnie biorą, że w naszej rzeczywistości walka z taką osobą to walka z wiatrakami. A jeszcze gdy autorki tych dzieł są spoza Polski, to już w ogóle trudno cokolwiek zdziałać.
Właściwie to sama nie wiem, po co o tym piszę. Chyba w nadziei, że jak się będzie pisać, mówić, monitować, to coś się zmieni... Płonne nadzieje?

piątek, 22 października 2010

Dwa kafle

I znów trochę ceramiki. Tym razem dwa kafle na ścianę. Oba z serii łączki, kwiatki itp. Pierwszy zrobiony z czekoladowej gliny, drugi - z jasnej. Szkliwa różne, m.in. czerwień kardynalska, mandaryn, turkus.



And once again some ceramic stuff. This time wall tiles (so tiles for hanging on the wall). Both belonged to the flowers, meadow and so on series. First made of chocoloate clay, second - bright one. I used different glazes: cardinal`s red, turquise and so on.

poniedziałek, 18 października 2010

Kapelutek




A taki sobie kapelutek popełniłam. Mam turkusową kurtkę, turkusowo-brązowy szal. Teraz czas na turkusowe nakrycie głowy. O, i jeszcze mitenki by się przydały. Hmm, muszę o tym pomyśleć...Oj, te turkusy mnie prześladują. Cała sturkusieję :)). Ale co ja poradzę na to, że uwielbiam ten kolor.
Czesanka oczywiście merynos, dekory z białego i czarnego jedwabiu nieprzędzionego i kawałków jedwabiu barwionego by Beata Jarmołowska :).

I have just make a hat. Due to the fact, that I have both turqusoise jacket and scarf, that is the right time for a turqusoise hat. Perhaps either gloves... Hm, I have to think about it... So, this is color I like the most of all for the last time.
Of course merino woersted wool, dekors - white and black silk (not yearned) and some pieces of silk dyed by Beata Jarmołowska.

niedziela, 17 października 2010

Kolejne spotkanie, farbowanie i nie tylko...

O październiku w moim wypadku mogę napisać jedno: "Październik miesiącem spotkań craftowych". Najpierw Ela zorganizowała spotkanie w Pracowni na Kaszubach, potem widziałam się z Kingą z Rzecz gustu, a w tę sobotę pojechałam do Poppy z Sosnowej, czyli do Kasi.
Miałyśmy z Kasią ambitny plan i chyba wszystko udało nam się zrealizować. Zaczęłyśmy od farbowania barwnikami spożywczymi, słusznie wychodząc z założenia, że skoro Amerykanki namiętnie farbują wełnę oranżadkami, to barwnik spożywczy bez dodatku cukru i esencji smakowych musi chwycić. Działałyśmy praktycznie na gamie barw podstawowych: żółty, czerwony i niebieski. Miałyśmy też zieleń.
Kubeczki już przygotowane:

Paćkamy różnymi kolorami po wełnie, czyli tzw. wolna improwizacja :)

Wełnę kilka razy podnosiłyśmy do góry, tak że ostatecznie kolory całkiem się zmieszały i wyszło tak...

Tu kolejna próba, tym razem różne kolorki i bez podnoszenia:

A tu obie wełenki wysuszone. Fotka Kasi, co widać :):

Tę różnokolorową wełenkę Kasia sprzędła na wrzecionie i zobaczcie, jaka piękna tęcza powstała:


Poza tym wykorzystałam fakt, że Kasia dostała w prezencie od małża grzebień i zrobiłam sobie kilka kolejnych mieszanek kolorystycznych. Fotki wrzucę, jak tylko je zrobię. Muszę też sfotografować koralik ozdobiony metodą decu. Kiedyś byłam na jakimś kursie, a Kasia przypomniała mi, jak się to robi. Wprawdzie do większości rzeczy ozdabianych tą techniką nie mam przekonania, to koraliki do biżu czasem by mi się przydały. Mam nawet kilka od jednej z zaprzyjaźnionych blogowiczek, ale o tym w innym poście.

October it is a month of craft meetings! First Ela organized such meeting, described there: Pracowni na Kaszubach , next I have met with Kinga Rzecz gustu and this Sunday we have met with Kasia Poppy z Sosnowej
We decided to try out some dying process, begin from dyeing with use of food pigments. We got to know before, that American crafts use such stuff (even orangeade powder) for the purpose with a success. We used mostly basic colors, such as yellow, red, blue and adittionally green.
Cups are ready for dyeing. And below some more final results. At the bottom photogram you can see spunned cheviot of our coloring production.

środa, 13 października 2010

Warsztaty i książka

We wrześniu prowadziłam warsztaty filcowania. Mimo że nie jestem nauczycielką, wiele razy w życiu kogoś czegoś uczyłam. I lubię to robić. I chyba nieźle mi to wychodzi. Tym razem grupa była dość liczna i tego się obawiałam najbardziej. Czy uda mi się zapanować nad wszystkim. Myślę, że wyszło nieźle, już wiem, że niektóre dziewczyny złapały bakcyla filcowania. I z tego się cieszę najbardziej! W trakcie warsztatów powstało mnóstwo świetnych prac.
(fot. Dorota K.)
A tę książkę o filcowaniu dostałam od mojej koleżanki Ani M. Ania maluje przepiękne ikony, robi też cudowną ceramikę. Jej prace możecie zobaczyć tu.
Ta książka to jak dotąd pierwsza moja pozycja książkowa na półce o filcowaniu. Był czas, kiedy chciałam sobie tych książek zamówić dużo. Dobrze, że tego nie zrobiłam, bo kilka udało mi się przejrzeć i mocno się nimi rozczarowałam. Ta książka sprawiła mi dużą niespodziankę, bo jest w niej sporo ciekawych i inspirujących projektów.



In September 2010 I pursued a felt workshop. However I am not a teacher, few times I managed to teach somebody. And I like it. With - as I thins - good results.
This time there were quite numerous group, and it was a reason to get worry for me - if I would to control everything during the worksop! But I think, that there were not so bad, I know, thet some participants are keen on felting after that. And I am proud of it! During the workshop have been created a lot of beautifull craft items.

Below that there are covers of a book about felting I received from my firend Ania M.
She paints really great (sacred) icons, she makes also ceramic pieces of art you can see there: tu
It is a first felting book in my library. Some time ago I hoped to buy a lot of such books, but I managed to look through some of them, and I was dissapointed. But I can recommand this one, there you can find many inspiring patterns.

niedziela, 10 października 2010

Szal i Toruń

W ten weekend pogoda była wymarzona. I właśnie na te dwa dni zaplanowaliśmy sobie z moim TŻ wypad do Torunia. Wybieraliśmy się tam już od dawna, w końcu się udało.
Jak Toruń, to wiadomo - pierniki. Odwiedziliśmy więc żywe muzeum piernika.

Starówka toruńska jest przepiękna. Wąskie urokliwe uliczki wręcz zachęcają do spacerów. Magiczna ulica Podmurna z uroczymi figurkami na murach:

Ulica Szeroka późnym wieczorem.

Wieczorem spotkałam się z Kingą i jej mężem. Takie spotkania to właśnie fenomen blogowania i wspólnych pasji craftowych. Dzięki temu wciąż poznaję nowych wspaniałych ludzi. Niestety, w ferworze rozmów zupełnie zapomniałam o aparacie i nie mam ani jednej fotki z tego spotkania. Ależ guła ze mnie. Kingo, jeszcze raz dziękujemy Wam za wspaniały wieczór.

W niedzielę dalej zwiedzaliśmy Toruń. Odwiedziliśmy m.in. skansen toruński. A tam udało mi się wypatrzeć...

...tak, tak, kołowrotek. Elu, co tam uda ci się wypatrzeć na tej fotce?
Ponieważ w skansenie uroczych plenerów nie brakowało, na płocie przed jedną z chłopskich chałup zawiesiłam moje ostatnie dzieło - szal w brązach i turkusach. Bardzo lubię to połączenie kolorów.




Shortly: this is a rewiev, regarding our visit in Toruń. So, due to the fact, that Toruń is famous of gingerbreads we visited live museum of gingerbreads.
Some photograms taken in old town in Toruń, particularly Pochmurna Street with all funny sculptures place there.
Below Szeroka Street in the evening.
Just after that wqe have met with our craft friend from Toruń Kingą and her husband, but the meeting was so great, that I have forgotten about my camera. Sorry, Kinga, thank you for the evening!
Next day in Heritage Park in Toruń I notices among other things also spinning wheel.
And on the fence there I took some photograms of my last item - scarf.

niedziela, 3 października 2010

Spotkanie u prząśnicy

Wczoraj, czyli 2 października, był Międzynarodowy Dzień Filcu. Tak się złożyło, że właśnie na ten dzień Ela zaplanowała kolejne spotkanie w Pracowni na Kaszubach. Temat dotyczył koloru i jak się okazało, tworzyłyśmy coś, co z powodzeniem można wykorzystać do filcowania. Uznałam więc, że godnie uświęciłam ten dzień. Dokładniejsza fotorelacja znajduje się oczywiście na blogu Prząsniczka. A tu kilka fotek z mojego aparatu.
Zadaniem każdej z nas było stworzyć włóczkę w odpowiednio dobranych kolorach. Tu korzystamy z fachowych porad książkowych na temat doboru barw:

Yesterday (2nd October 2010) was Felt United Day, by accident at the same day we have met again in Workshop in Kashubia (Ela). We spent the day on colour researches, creating also things, which are useful for felting as well. Below some photograms:


Układanie czesanek na grzebieniu:

Tu czesanka jest już rozluźniona:

Guziki poszły w ruch:


A oto efekty. Niektóre kolorowe czesanki zostały sprzędzione na wrzecionie lub na kołowrotku, niektóre zostały w pasmach.