poniedziałek, 28 listopada 2011

Różowy

W zasadzie nie przepadam za kolorem różowym. Oczywiście są takie odcienie, które ewentualnie akceptuję, np. róż indyjski, ale generalnie nie jest to mój ulubiony kolor. Może dlatego na ostatnie warsztaty, które prowadziłam, praktycznie nie zabrałam wełny w tym kolorze. Tymczasem te niewielkie skrawki, które miałam, ku mojemu zdziwieniu cieszyły się największą popularnością. Na szczęście filcowałyśmy kwiatki, więc dla nikogo nie zabrakło nawet różowego.
Mam jednak w swoich zapasach dość spore pudło z różami wszelakimi, a ostatnio w lumpku trafiłam na piękną sukienkę jedwabno-welurową. I tak powstał różowy szal.

Zobaczcie, jak pięknie jedwab i welur wtopiły się w czesankę.

A tu kwiatowa brosza do upięcia szala. Jest dość spora, ale ponoć teraz duże brochy są na czasie.

środa, 23 listopada 2011

Z wypałami różnie bywa...

Z wypałem ceramiki bywa różnie. Właściwie na etapie wypalania na szkliwo (zazwyczaj jest to drugi wypał) nigdy nic nie wiadomo. Na każde otwarcie pieca czeka się z wielką niecierpliwością. Tym razem w trakcie wypału nastąpiła dość długa przerwa w dostawie prądu. Poszkliwione wyroby nie dostały dość wysokiej temperatury, co szczególnie odbija się na tych kolorach, które tego ciepełka potrzebują dość sporo, np. na czerwieniach. Ale czasem efekt tego niedopalenia można uznać za efekt pożądany, nie do uzyskania w trakcie wypału, w którym wszystko poszło zgodnie z planem.
Tym razem robiłam dwa talerze z serii z różyczkami: jeden na czerwonej glinie (do kompletu z wcześniej pokazywanym, tyle że mniejszy), drugi na białej glinie z Jaroszowa (przecierka tlenkiem miedzi, czerwień kardynalska, zieleń butelkowa). Jak widzicie, zieleni wystarczyło ciepełka i wypaliła się zgodnie z planem, czerwień została matowa.
Po dokładnych oględzinach stwierdziłam jednak, że nie będę powtarzać wypału, ponieważ taki mat też ma swój urok, szczególnie w kontraście z błyszczącą zielenią. A co wy o tym myślicie?





A tu kilka fotek z Narracji, na których byłam w ostatni weekend.



niedziela, 20 listopada 2011

Różności

Wczoraj byłam na wernisażu wystawy Krystyny Anrzejewskiej-Marek. Wystawę zorganizowano w niesamowicie magicznym miejscu - w Zejmanie. Kto tam nie był, musi się koniecznie wybrać. W dawnym spichlerzu urządzono uroczą knajpkę w żeglarskim stylu, a od czasu do czasu odbywają się tam wystawy, koncerty itp. Tym razem bohaterką wieczoru była Krystyna, która na co dzień pracuje na Wydziale Rzeźby w ASP w Gdańsku. Prace Krysi mnie zauroczyły. Dostrzegłam w nich inspiracje morzem i morskimi stworzeniami. Krystyna oszczędnie używa szkliw, za to eksperymentuje z różnego rodzaju wypałami. Wernisaż zakończyła prezentacja slajdów z różnych wypałów (w piecu węgierskim, w beczce, raku, piecu tongkama) oraz filmu pokazującego wypał porcelany w Gladstone. Siedziałam zachwycona, zauroczona i zaciekawiona fascynującymi technikami i możliwościami.
Jeśli ktoś z Was chciałby się wybrać na wystawę, wystarczy wcześniej zadzwonić do Zejmana i się umówić.
Niestety, zapomniałam aparatu (został w bagażniku samochodu). Na szczęście spotkałam wielu znajomych z pracowni, a Włodek użyczył mi swojego aparatu, abym mogła porobić zdjęcia. Jak tylko dostanę je od niego mailem, wrzucę na forum. Póki co dwa skany - jeden z reklamówki wystawy, drugi - z katalogu.


A teraz kilka słów o moich ostatnich poczynaniach. Zatem po kolei. Powstał kolejny szal z cyklu: "Na czarnym". Ten wzór cieszy się uznaniem, więc go powtórzyłam. Dodatki to różne włóczki, jedwabne ścinki materiału, czesanka, silk lapsy.



Detal

Z kostki ceramicznej, którą pokazywałam kilka postów wcześniej, powstał naszyjnik. Na lnianych nitkach zawiesiłam drobne kosteczki howlitu i awenturynu.
Wyszło tak:


No i powstały w końcu zamówione kafle. Robiłam od razu dwa komplety do wyboru. Ale niestety jeden wypalił się fatalnie (będę powtarzać wypał). Drugi za to rewelacyjnie. Wygląda tak. Ciekawe, czy się spodoba...

Detale (czerwona glina, szkliwa różne, całość pociągnięta cieniutką warstwą transparentnego)


No i jeszcze w piątek prowadziłam warsztaty. Dwie osoby filcowały szale na jedwabiu, jedna - kwiatki. Fotorelacja


Krótko mówiąc, działo się :).

wtorek, 15 listopada 2011

Kolejna podróż i morze wełny

Chyba zachorowałam na dość powszechny wśród blogerek wirus - wirus braku czasu na cokolwiek, w tym także na pisanie postów. Ale o tym, co się ostatnio działo, nie mogę nie wspomnieć. Robiłam zbiorowe zamówienie wełny. Chętnych było dość sporo, a liczba kilogramów do rozważenia - niemała. Przez cały wieczór dzielnie wspierała mnie i pomagała Kasia. Po ponad 4 godzinach ważenia i liczenia padałyśmy ze zmęczenia. A oto fotki dokumentujące nasze poczynania.
Ważenie:

Uważne studiowanie tabelki - co i ile dla kogo. Obliczenia w excelu by mój małż. Bez niego nie dałabym rady. A kiedyś byłam taka dobra z matmy :).

Świąteczny weekend spędziłam w Zgierzu u Diany. To były bardzo intensywne i kreatywne dni. Rozmowom nie było końca. Dosłownie buzie nam się nie zamykały - i to do późnych godzin nocnych. Oczywiście na rozmowach się nie skończyło. Filcowałyśmy razem - Diana ponczo, a ja w zamierzeniu kamizelkę lub marynarkę, a w ostateczności chyba wyjdzie z tego płaszcz :). Pracownia Diany to miejsce, o którym może pomarzyć każda craftka, szczególnie zajmująca się filcem. Centralne miejsce zajmuje ogromny stół, na którym da się ukulać nawet największe formy.
Wracałam do domu pełna różnych pomysłów i nowej energii. Nie muszę wam pisać o dobroczynnych skutkach takich spotkań. Same to wiecie najlepiej. A poniżej krótki fotoreportaż.
Poncho się robi...

...i pierwsza przymiarka

Działam...

Ze szlifierką

Już bliżej niż dalej

W trakcie naszego spotkania przymierzałam też różne filcowe dzieła Diany. W tym płaszczyku miałam wielką ochotę wrócić do Gdańska.

Diano, dziękuję serdecznie za cudne spotkanie! Obyśmy zbyt długo nie musiały czekać na następne.

niedziela, 6 listopada 2011

Podróże dalekie i bliskie

Trochę miałam przerwę w blogowaniu spowodowaną pobytem w tym jakże pięknym i ciepłym miejscu.

Wygrzałam stare kości, pływałam w ciepłym ocenie, te prześliczne stworzonka jadły mi z ręki... :))


Tuż przed wyjazdem miałam przyjemność prowadzić warsztaty filcowania w Muzeum Etnograficznym (oddział Muzeum Narodowego w Gdańsku) w Spichlerzu Opackim w Oliwie. Warsztaty, które prowadziłam, były powiązane z wystawą pt. Etnodizajn.

Wczoraj zaś odwiedziłam Galerię Delikatesy Sztuki, gdzie odbył się wernisaż wystawy Baśki Trzybulskiej. Prace tej artystki podziwiałam od dawna, często zaglądałam na jej blog. W trakcie wernisażu poznałam samą artystkę, a także Ewelinę, z którą dotąd znałyśmy się tylko wirtualnie.
Dzieła Basi robią ogromne wrażenie, szczególnie na żywo. Moje fotki absolutnie nie oddają klimatu jej prac.



Osoby z Trójmiasta bądź tu przebywające zachęcam do odwiedzenia wystawy. Naprawdę warto!
Mimo podróży nie próżnowałam. Powstał jeszcze jeden ulepek z koła (może powinnam powiedzieć utoczek?), tym razem kwadratowy kubaś.

I kilka elementos, jak mówi Rysiek Grosz, z których pewnie powstaną broszki.