sobota, 12 grudnia 2015

Z pieca elektrycznego

Kilka ceramicznych nowości, tym razem z pieca elektrycznego.
Ogromny talerz, który ma długą historię i przez cudzy błąd nie wyszedł tak, jak chciałam. Wobec tego postanowiłam zrobić podobny, ale na razie jest w fazie produkcji. Póki co ten pierwszy, nie do końca udany.


 Dwie kwadratowe miseczki, w kolorach czekolady i pomarańczy. Jak na nie patrzę, od razu ślinka mi cieknie.





I kilka serduszek, nazwałam je patchworkowymi, jakoś tak mi się skojarzyło...


Pozdrawiam odwiedzających, a specjalnie nielicznych komentujących :).

niedziela, 29 listopada 2015

Naczynia raku

Ciągle nie mogę się nacieszyć faktem posiadania własnego pieca do raku. I ciągle mam ochotę coś wypalać, na czym po części cierpi filcowanie, na które ostatnio poświęcam dużo mniej czasu. Ale tęsknię do wełny, więc pewnie niedługo się pojawi i coś z tej bajki. A dziś ostatnie produkcje.
Seria małych czarek do herbaty, stylizowanych troszkę na styl japoński.




 Nieduży pojemnik z pokrywką.

 Kolejna miseczki z serii z ptaszkami.

 I duża patera na nóżkach.


czwartek, 12 listopada 2015

Naszyjniki raku

W ostatnią sobotę pogoda jak na listopad naprawdę dopisała. Było ciepło, bezwietrznie, nawet wyszło słońce. Idealny dzień na wypał raku. Wypaliłam dość sporo rzeczy, czekają na zdjęcia. Wśród różnych drobiazgów były też elementy biżuteryjne. Ja zawsze muszę lepiec jakieś koraliki, tak już mam... Z tych elementów i kilku wypalonych wcześniej złożyłam dwa wisiory, trochę według mnie w klimacie etno, ale może tylko tak mi się wydaje. Oceńcie sami.








niedziela, 8 listopada 2015

Ebru

Znów dłuższa przerwa w blogowaniu. Ale to nie znaczy, że nic nie robię. Postaram się powoli nadrobić zaległości i powrzucać zdjęcia różnych tworów. Nie wszystkie zdążyłam obfocić, bo odkąd robi się ciemno niemal o piętnastej, szansę na złapanie dobrego dziennego światła mam tylko w weekendy. A wtedy też nie zawsze mam czas.
Zacznę więc od tego, że jakiś czas temu uczestniczyłam w warsztatach ebru, po polsku technika ta nazywa się marmurkowanie. Od dawna bardzo mi się podobały wzory uzyskane tą metodą i jak tylko trafiła się okazja, od razu postanowiłam spróbować. Sama technika nie jest trudna, ale żeby uzyskać taki wzór, jaki się chce, potrzebny jest trening. Jak zawsze i jak z wszystkim - nic nowego.
Najpierw ćwiczyłam wzorki na papierze.


Potem na świecy.
Na koniec zostawiłam sobie jedwab, bo tak naprawdę najbardziej zależało mi na farbowaniu tą techniką materiałów. Na zdjęciach dwie nieduże próbki - pierwsza na jedwabiu ponge, druga - na jedwabnym szyfonie.

Z obu jestem zadowolona, choć zdecydowanie efekt na ponge jest lepszy. Wydaje mi się, że spore znaczenie mają tu gęstość i splot danego materiału. Przede mną kolejne próby, nie omieszkam się nimi pochwalić :).





niedziela, 30 sierpnia 2015

Wypał w piecyku mini

Wczoraj udało mi się pooglądać wypał w piecu do raku w wersji mini. Takie piece robi Jarek, mąż Edyty, z którą poznałyśmy się rok temu, kiedy robiłam swój pierwszy wypał we własnym piecu. Piecyk jest naprawdę malutki, śmiałam się, że może być moją osobistą torebeczką. Większych rzeczy się w nim nie wypali, ale biżuterię jak najbardziej. Edyta prowadziła warsztaty z takiego wypału dla zainteresowanych, a ja byłam tam jako oglądacz :). Rozśmieszyło mnie wyjmowanie biżuteryjnych drobiazgów niewielkimi szczypczykami i redukowanie w puszce po czekoladkach firmy Wawel.
Moja mała osobista torebeczka :)

A gdzieś tam w międzyczasie zrobiłam sobie naszyjnik z jedwabnych wstążek. Kiedyś zamawiałam z Indii próbki różnych jedwabnych wyrobów. Wśród nich były między innymi takie kolorowe wstążeczki. Długo nie miałam pomysłu na to, co z nimi zrobić. Ponieważ brakowało mi czegoś kolorowego do kreacji na wesele, postanowiłam je wykorzystać.

sobota, 22 sierpnia 2015

Stare kształty, nowe kolory

Takie naszyjniki już robiłam, ale w innych kolorach. Tym razem szarość w towarzystwie żółtego i turkus z brązem - jedno z moich ulubionych połączeń kolorystycznych. Naszyjniki wyglądają na ciężkie, ale jak na swoją wielkość są zadziwiająco lekkie. Wyglądają na zrobione z kości, ale to ceramika.




wtorek, 18 sierpnia 2015

Urlop

W tym roku urlop wypadł mi w dwa najgorętsze tygodnie lata na Wybrzeżu. Nie mogłam trafić lepiej. Wybraliśmy się nad Jezioro Wdzydzkie, w okolice, które dobrze znamy i bardzo lubimy. Było cudnie, a niemała w tym zasługa Marysi, naszej instruktorki żeglarstwa. Spędziliśmy sporo godzin pod żaglami, a ja usiłowałam sobie przypomnieć cokolwiek z dawno zapomnianej wiedzy na temat żeglowania.

 Marysia na pierwszym planie...
 Troszkę lajtu...
 Prace bosmańskie
 Najlepiej patrzeć na to, jak inni pracują.
Oczywiście wzięłam ze sobą glinę, ale niewiele udało mi się zrobić.
Coś tam wałkuję na tarasie naszego domku.
Odwiedziliśmy też ogród dendrologiczny w Wirtach, a po drodze ruiny zamku w Starej Kiszewie, które mogliśmy oglądać tylko zza płotu.
 No tu nie wyglądają jak ruina :).
Kilka fotek roślinek z Wirt.





Urlop i po urlopie. Minął błyskawicznie. Za szybko. Jak zwykle.