piątek, 30 marca 2012

Znów ćwirki trzy :)

Ten motyw już był. Trzy ptaszki, trzy kafle, trzy gałązki. Tyle że tamte ptaszki już ode mnie odleciały, a zatęskniłam za jakimiś ćwirkami, dlatego powstały kolejne.
Glina czerwona, tło przetarte tlenkiem miedzi, gałązki zieleń efektowa, którą tlenek trochę "zjadł", ptaszki mandaryn, dzióbki złote.

wtorek, 27 marca 2012

Ćwirki trzy :)

Z ostatnio wypalonego pieca wyjęłam między innymi trzy ptaszki. Zostaną broszkami. Robione z foremki na ciasteczka - własność Ali. Moją inwencją są oczki i skrzydełka.


A dziś spotkała mnie miła niespodzianka. Koleżanka z pracy właśnie wróciła z Indii i przywiozła mi trzy stemple używane tam do henny. Stemple takie można oczywiście kupić i u nas, ale są dosyć kosztowne. Jak im zrobię fotki, to się pochwalę.

niedziela, 25 marca 2012

Tunika i Amberif

Piątek i sobotę spędziłam na Amberifie. Tym razem zwiedzanie podzieliłam sobie na dwa dni. I dobrze, ponieważ po pierwszym dosłownie nie czułam nóg. Dla mnie Amberif to nie tylko możliwość oglądnięcia wielu stoisk z biżuterią, ale także liczne spotkania towarzyskie. Na targach Amberif bywam każdego roku, ale tym razem odniosłam wrażenie, że było i mniej zwiedzających (kupujących), i mniej stoisk. Wszyscy narzekali na kryzys i słaby ruch. Ale mogłam też na żywo pooglądać biżuterię dziewczyn, których prace znam tylko z sieci. Swoje stoiska miały między innymi Fiszerowa (Iza Kozłowska), Skład sznurowadeł (Agnieszka Hopkowicz) czy też Sława Tchórzewska. Nic mnie nie zachwyciło na tyle, by wydać większą gotówkę, zatem nie ubyło mi wiele kasy z kieszeni. I dobrze :).
W międzyczasie zaś powstała tunika. Filcowana na jedwabiu, z dodatkiem kupionych ostatnio loków, jedwabiu i innych gadżetów. Wełniana gruba włóczka została wfilcowana, a wokół dekoltu doszyta, na grubych pasmach zawiesiłam kilka ceramicznych korali.

Odebrałam też dość sporo wypalonych prac ceramicznych. Pokażę je w następnym poście.

środa, 21 marca 2012

Nostalgiczne kafle i kolejne złodziejaszki

Ostatnio zrobiłam kilka kafli z krajobrazami. Niektóre jeszcze czekają na wypał, inne są już gotowe. Troszkę jesienne i nostalgiczne w nastroju, ale skoro mamy pierwszy dzień wiosny, to mam nadzieję, że nikomu nie zepsują humoru :).

A oglądając różne filcowe strony, kolejny raz natrafiłam na złodziejaszków cudzych prac i zdjęć. I to na własnym podwórku.
Takie warsztaty oferowała jedna z gruponopodobnych firm (jak widzicie, oferta jest już nieaktualna). Prawdziwe cuda można było zrobić na tym ich warsztacie, prawda? A wiecie, czyje są to prace? Tej pani, czyli Gail Crosman Moore. Ja wiem, że takich sytuacji w sieci jest mnóstwo, że może to walka z wiatrakami, ale jak coś takiego widzę, to nie mogę się powstrzymać, by o tym nie pisać i nie dawać wyrazu swojemu oburzeniu. Poza tym, jak widzicie, praktyka korzystania z cudzych prac i zdjęć po to, by reklamować organizowane przez siebie warsztaty, staje się coraz powszechniejsza. Pisałam o tym w jednym z poprzednich postów, pisała też o tym ostatnio Iza Sutarzewicz. Tak jak mówiłam, do sądu z każdą taką sprawą nie są w stanie biegać nawet zainteresowane osoby, a cóż dopiero ktoś trzeci. Piszmy więc o tym i piętnujmy takie praktyki!
A na koniec coś nietypowego jak na mój blog. Drobny akcent kulinarny. W zasadzie nie przepadam za czytaniem o jedzeniu. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że jestem okropnym łasuchem i jak tylko zaczynam czytać (a nie daj Boże oglądać zdjęcia!) o jakiś pysznościach, robię się głodna. A waga ostatnio pokazała mi kilka kilogramów więcej... Ale polubiłam robienie prostej, a bardzo smacznej potrawy ze świeżego łososia. Trafiłam na takiego łososia w delikatesach rybnych i strasznie mi zasmakował. Ale jego cena była dość wysoka, zatem postanowiłam zrobić go sama w domu. Wyszło wspaniale. Polecam wszystkim wielbicielom dań z ryb, szczególnie surowych.
A zatem świeży łosoś w oleju

A jak go zrobić? Nic prostszego. Kupujemy ok. 30 dkg łososia ze skórą. Myjemy go, kroimy ostrym nożem na cienkie plastry, posypujemy solą (ja daję soli minimalnie - po pierwsze lubię czuć smak ryby, a nie soli, po drugie ze względu na zdrowie mojego męża ograniczam zużycie soli), pieprzem i koperkiem (koperku daję dużo, bo lubię). Układamy plastry na półmisku, na to drobno pokrojona cebulka i olej (opcjonalnie może być oliwka, ale ja wolę olej, bo ma bardziej neutralny smak). Półmisek wstawiamy do lodówki na kilka godzin. Zjadamy łososia ze świeżym pieczywem, najlepiej bagietką. Smacznego!

sobota, 17 marca 2012

Pink, medaliony i inspiracje

Coś mnie ostatnio wzięło na kapelusze. To pewnie dlatego, że tę formę kapeluszową pożyczyłam od Eli i będę ją musiała kiedyś oddać (moja forma na kapelusz jest głębsza i ma mniejsze rondo). Postanowiłam więc wykorzystać fakt, że jest jeszcze u mnie i popełnić na niej kilka nakryć głowy. Tym razem energetyczny kolor - malinowy. Wśród gromadzonych przez mnie przez lata jedwabiów znalazłam apaszkę, która - według mnie - fajnie pasuje do kapelutka. Można oczywiście ją zdjąć i nosić kapelusz bez tej ozdoby.

I na ludziu

A teraz seria ceramicznych medalionów. Wszystkie na czerwonej glinie.
Ugier i metalic

Turkus, czerwień kardynalska

Kobalt, czerwień kardynalska

Ostatni naszyjnik z tej serii wypalił się bardzo pięknie, a dość szybko pokrył się białawym nalotem. Czasem się to zdarza i nie wygląda to za ładnie. Ale jest na to sposób. Wystarczy taki wyrób włożyć na dobę lub dłużej do wody. To pomaga!
Mandaryn, ugier, plamki czerwieni kardynalskiej

A teraz kilka słów o inspiracjach. Wielokrotnie na różnych forach wybuchały gorące dyskusje na temat tego, co jest plagiatem, kto od kogo ściągał itd. Ja sama przynajmniej kilkakrotnie złapałam się na tym, że oglądając czyjeś prace, zdawałam sobie sprawę z tego, że myślałam o zrobieniu czegoś podobnego. Jeśli jednak coś już u kogoś widziałam, a sama zrobiłam podobne, to uważam, że warto podać źródło, gdzie się widziało daną rzecz. Bo nawet najwięksi artyści czerpali z prac innych mistrzów. Tylko najważniejsze, to odwołać się do pierwowzoru i nie kopiować niczego dokładnie, uznając to za swoje.
A zatem naszyjniki inspirowane pracami Ani.
Rurka z jasnej gliny, czesanka w przepięknych odcieniach pomarańczu i różnych innych kolorków.


Rurka z czekoladowej gliny, czesanka czekoladowa z drobnymi pasemkami wiśniowej.

sobota, 10 marca 2012

I znów o wszystkim po trochu

Ostatnio miałam dłuższą przerwę w blogowaniu, zatem nadrabiam szybko prawie dwa tygodnie niepisania.
Najpierw troszkę się pochwalę. Jak pisałam wcześniej, w czasie ferii prowadziłam cykl warsztatów dla dzieci w Wejherowskim Centrum Kultury. Napisali o tym tutaj. Zajęcia wspominam bardzo miło i mam nadzieję, że ich uczestnicy również.
A pamiętacie ten szal? Robiony ściśle według wskazówek, do konkretnej sukienki. Dostałam od koleżanki fotkę. Niestety, nie w tej sukience, do której szal był robiony, ale i tak uważam, że Ewa wygląda ślicznie.

W międzyczasie robiłam też różne zakupy, co wiązało się z perypetiami z firmami kurierskimi, o czym pisałam w poprzednim poście. Przybyła mi zatem dzianina lniana, trochę różnych dodatków do filcowania, trochę wełny, loki, jedwab... A dzięki Madzi z forum craftladies zaopatrzyłam się w świetne igły do filcowania na sucho.

Oczywiście bawiłam się też gliną. A oto, co powstało.
Guziki


Ceramiczna miska lepiona z malutkich kawałeczków gliny, od spodu przetarta tlenkiem miedzi, co uwypukliło rysunek, a od góry szkliwiona tylko jednym szkliwem, który daje taki ciekawy efekt (szkliwo bursztynowe).


No i jeszcze taka ozdobna forma ceramiczna, która przypomina pewne warzywo. A zatem karczoch. Szkliwa: metaliczna zieleń, czerwień, przecierki tlenkiem.