środa, 29 lutego 2012

O paczkach

Ostatnio zamawiałam dość sporo rzeczy, które miały do mnie przyjść pocztą kurierską. Pierwszą paczkę odebrał mój syn, gdy byłam w pracy. Po powrocie do domu rozerwałam folię i ze zdumieniem stwierdziłam, że w środku są... plastry rozgrzewające na stopy. Obejrzałam dokładnie przesyłkę - adres inny, odbiorca również. W dodatku paczka wymagała sumy pobrania 98 zł, której nikt nie pobrał (zresztą mój syn i tak nie dysponował taką kwotą). Zatem kurierowi nie przeszkadzało to, że odbiorcą był mężczyzna, a nie kobieta, że się nie zgadzał adres i że trzeba pobrać kasę :).
Następnego dnia zadzwoniłam do formy kurierskiej, żeby ustalić, co się stało z moją przesyłką, na którą czekam (waga bagatela ponad 20 kg). Po rozmowie kobieta umówiła się ze mną, że kurier będzie następnego dnia wieczorem. Kiedy wróciłam do domu, w drzwiach wisiała kartka, że paczka jest u sąsiadki, która niezorientowana w temacie odebrała i podpisała. Przesyłkę nadawca opakował bardzo starannie w folię, ale do mnie dotarła bez folii. W środku była dzianina, która została podziurawiona, pobrudzona i pozaciągana. Zrobiłam zdjęcia i napisałam reklamację. Zobaczymy...
Kiedy wczoraj wróciłam do domu, okazało się, że czekają na mnie kolejne przesyłki... u sąsiada, piętro wyżej. Ich łączna waga bagatela 60 kg! Sąsiadowi przeszkadzały, więc mój syn zniósł je jak najszybciej do domu. A przy bliższym oglądzie okazało się, że jednej brakuje. Dziś od rana wydzwaniałam i mailowałam (tu składam gorące podziękowania za pomoc Grażynie z feltropazzie), gdzie się podziała zaginiona sierotka. I czułam się jak w matriksie, bo pani bez numeru przesyłki nie była w stanie udzielić mi żadnej informacji. Odsyłali mnie z oddziału w Gdańsku, do oddziału w Warszawie, potem we Wrocławiu... Numer ustaliłam, okazało się, że jedna paczka gdzieś się po drodze zagubiła. Mam ją dostać jutro. Ciekawe, u którego sąsiada wyląduje :)). Oczywiście zastrzegłam, że kurier ma mi dostarczyć paczkę do domu (mojego, nie cudzego!), że ma się wcześniej skontaktować itp.
I tak sobie teraz myślę: ja korzystam z usług firm kurierskich sporadycznie i proszę jakie rewelacje. Co mają powiedzieć ci, którzy muszą z nimi współpracować na co dzień? Współczuję im serdecznie.
Też macie takie "wesołe" historie?
Ale tyle o moich ostatnich potyczkach. Ostatnio robiłam trochę drobiazgów na zamówienie. Fotki takie sobie, ale nie mam na razie lepszych.
Różyczki

Fioletowy postrzępieniec

Trochę powtórka z rozrywki, bo podobny już kiedyś robiłam

sobota, 25 lutego 2012

Kapelusz i kamizelka

Ostatnio spotkałyśmy się z Elą na towarzyskie filcowanie. Skorzystałam z formy, którą zakupiła Ela, i ufilcowałam kapelusz w kolorach uniwersalnych - czarny, obłożony cienką warstwą ufarbowanego na szaro silk lapsa. Mimo wietrznej pogody wybraliśmy się z moim TŻ na spacer nad morze. Wiało okropnie, dlatego zdjęcia zostały zrobione w pasie przybrzeżnym, wśród drzew. Mimo że chwilami wychodziło słońce, zmarzłam na kość. Kapelusz zaczęłam u Eli, wykańczałam oczywiście w domu, ozdabiając go filcowaną różą.



W międzyczasie powstała też kamizelka. Przody są jedwabne, tylko obramowanie wełniane. Plecki zrobiłam z wełny laminowanej elementami kwiatowymi, które zostały wycięte z jedwabiu. Nie do końca na zdjęciach widać całość, ale trudno było uchwycić moment bez wiatru.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Rude cd.

Ciąg dalszy rudości. Tak mnie jakoś wzięło na ten kolor i z przerażeniem widzę, że za chwilę po rudych czesankach w moich zapasach zostanie tylko wspomnienie. A do następnego zamówienia wełny jeszcze sporo czasu. W jednym z ostatnich postów pokazywałam szal ufilcowany właśnie w tych kolorach do tuniki, która ma dość duży dekolt i jest mi zimno. Szaliczek wspaniale grzeje, mimo że jest nieduży i cieniutki. To te cudowne właściwości prawdziwej wełny!
Tym razem torba w rudościach z dodatkiem pomarańczu. Jeszcze niewykończona, bo brakuje jej rączek. Muszę je uszyć i doszyć. Powstaną z tego, co udało mi się ostatnio upolować w lumpie - z kurtki z cieniutkiego zamszu właśnie w kolorze rudym. Kosztowała całe 2 zł :)!
Na torbie różne ozdoby - ceramiczna róża, silk laps, kokony, kuleczki, czesanka jedwabna i jedwab naturalny. Wszystkie dodatki - poza jedwabiem naturalnym - farbowałam sama.
Przód

Tył

Detal

Na tle rudej tuniki i rudego szala

sobota, 18 lutego 2012

Liściasty szal

Odkąd prowadzę blogu i udzielam się na różnych forach, dostaję sporo maili. Są to najczęściej miłe słowa, prośby o pomoc itp. Ci, którzy do mnie piszą, wiedzą, że zawsze chętnie odpowiadam na wszelkie pytania. Ostatnio dostałam właśnie taki mail z pytaniem. Osoby, która do mnie napisała, nie znam. Nie wiem, na ile jest biegła w filcowaniu. Prosiła o kilka słów wyjaśnienia. Zatem odpisałam - krótko, ale dla osoby zorientowanej w temacie - według mnie - wystarczająco. W odpowiedzi otrzymałam dość niegrzecznego maila, sugerującego, że takie informacje to nikomu w niczym nie pomogą i tyle to można wyczytać wszędzie. Zrobiło mi się przykro, ponieważ zawsze chętnie odpowiadam na wszystkie pytania, a przecież miałabym pełne prawo w ogóle nie dzielić się swoją wiedzą. Wiele osób, które płaciło ciężką kasę za warsztaty albo przez wiele lat dochodziło do tego, by zgłębić tajniki jakiejś techniki, nie udziela żadnych informacji. I uważam, że ma do tego pełne prawo. A co wy o tym myślicie?
Tyle wyżalania się :).
Teraz mój ostatni twór. Szal powstał na zamówienie i pod dokładne instrukcje mojej koleżanki. Miały być liście, kolorystyka zielenie i brąze, lekkie fale po brzegach i malutkie ażury po dwóch stronach. Kolor szyfonu jedwabnego to ciemna oliwka, choć na zdjęciu wygląda raczej na czerń. Ciekawe, czy się spodoba...


Ach, zapomniałam dopisać, że szal ma pasować do konkretnej sukienki. Tu fotka sukienki. Fotka ze strony butyk.pl, bo z tego sklepu będzie kiecka. I do tego te buty.

sobota, 11 lutego 2012

Na lnie malowane

Kolejna lniana tunika. Tym razem na czarnym lnie i szyta przeze mnie. Ozdoby z czesanki, jedwabiu, loków, włóczki, nieprzędzonego lnu (to te cieniutki niteczki przy dekolcie). Nieprzędziony len ma fantastyczny połysk i świetnie się łączy z czesanką.
Przód

Tył

Detal

Na ludziu

niedziela, 5 lutego 2012

Naszyjnik

Elementy do tego naszyjnika kompletowałam dość długo. Niebieskie powykrzywiane szkliwiłam dwa razy i w końcu już sama nie wiem, jakie szkliwa tam dałam. Na pewno był tlenek i trochę metalicu. Potem się okazało, że nie poszedł do pieca jeden z malutkich pomarańczowych koralików. Musiał czekać na kolejny wypał. A potem dziurka w jednej z różyczek okazała się zalana szkliwem i musiałam ostrożnie ją przewiercić. Przy takiej czynności ceramika lubi pękać. Ale udało się.
Elementy są szkliwione dwustronnie.



Zdjęcie robiłam na szydełkowym bieżniku własnej produkcji. Kiedyś sporo szydełkowałam i niektóre rzeczy chowają się gdzieś po szafach. Może je kiedyś sfotografuję i wydobędę na światło dzienne.

sobota, 4 lutego 2012

Z nowości ceramicznych poszkliwiłam dawno już wypalone na biskwit różyczki. Pewnie zrobię z nich kiedyś naszyjniki. Wszystkie są z czerwonej gliny, szkliwa: turkus, zieleń efektowa, kobalt.

Powstały też nowe guziczki. Taki wzór już był. Ku mojemu zdziwieniu szkliwo burma wypaliło się na delikatny błękit. Środki to czerwień kardynalska.

I jeszcze naczynko w kształcie łódeczki. Szkliwa mandaryn i metalic. Dzieci uczęszczające na zajęcia w pracowni orzekły, że wzory wyglądają na meksykańskie. Może?


Z nowości filcowych powstały dwa szale. Jeden jako zaklinanie wiosny. Szyfon jedwabny miał kolorystykę żółto-zielono-turkusową i takie też kolory czesanek udało mi się dopasować. Zdjęcia fatalne, ale lepszych na razie nie mam.



Drugi filcowy szal nazwałam "Tylko natura", ponieważ zarówno szyfon jedwabny, jak i wełna i wszystkie dodatki farbowałam w naturalnych barwnikach - różowy i fioletowy to koszenila, brązowo-fioletowy to owoce czarnego bzu, a żółty to aksamitki.



A w tak zwanym międzyczasie prowadziłam (i jeszcze będę prowadzić) warsztaty w ramach zajęć artystycznych dla dzieci i młodzieży na czas ferii. Tu zajawka, a fotki prac mam nadzieję pokażę w przyszłym tygodniu.

Jednym słowem: działo się :).

czwartek, 2 lutego 2012

Micha i miseczka

Tym razem dwie miseczki: jedna dość spora, palona na szkliwo dwa razy, bo pierwszy efekt mnie nie zadowolił. Drugie palenie niewiele tę sytuację zmieniło. Trzeci raz powtarzać wypału nie będę. Musi zostać tak, jak jest. Ciekawa jestem waszych opinii, bo ja miałam konkretną wizję, z którą efekt końcowy nie ma wiele wspólnego. Ale jak się popatrzy tak bez wizji, to...


Druga miska, a właściwie miseczka, jest nieduża, z zewnątrz przetarta tlenkiem i metalikiem, w środku zieleń efektowa i szkło.