piątek, 21 października 2011

Komplet w granatach

Najczęściej kiedy uda mi się upolować jakiś fajny kawałek jedwabiu, mija sporo czasu, zanim w mojej głowie wykrystalizuje się pomysł na to, jak go wykorzystać. Czasami jednak bywa tak, że od razu wiem dokładnie, co z niego powstanie. Tak było właśnie w tym wypadku. Pierwotnie był to szaliczek jedwabny. Został pocięty i posłużył do laminowania szala i kapelusika. Tak mi się spodobał ten komplet, że chyba go sobie zostawię. Nawet zgwałciłam małża, żeby mi kilka fotek cyknął :). Efekty poniżej.
Szal laminowany jedwabiem

Detal

Kapelusik na ludziu

Z lekkim filtrem...

Black and white

środa, 19 października 2011

Szale dwa, kostka jedna

Bardzo wszystkim dziękuję za przemiłe komentarze pod moim ostatnim postem. To, co pokazałam, to wybrane prace, które nadają się do publicznej prezentacji. Tymi nieudanymi nie ma się co chwalić. Dlatego wiem, że jeszcze długa droga przede mną.

A dziś dwa szale filcowe. Jeden na zamówienie, w ściśle określonych kolorach. Bardzo lubię ten cieniowany szyfon jedwabny (od bieli do ciemnej szarości), dodaje szalom niesamowitego uroku. Niestety, gdy go kupowałam, była tylko resztka i został mi już malutki kawałek, najwyżej na jeszcze jeden szal.


W drugim szalu wykorzystałam włóczki zamówione ostatnio w różnych pasmanteriach internetowych (głównie na wyprzedażach i przecenach). Niektóre motki są przepiękne, ale ceny mają kosmiczne. Wybierałam te o ciekawej strukturze, z przewagą wełny 100% i z przyjazną ceną :). A wyszło tak:


Na koniec drobny ceramiczny element. Kolejna kostka. Jedno ze szkliw - w założeniu zielone - wyszło prawie jak transparentne, czyli przezroczyste, co bardzo fajnie wygląda. Już mam wizję tego, co powstanie z tej kostki. Prezentacja wkrótce.

sobota, 15 października 2011

Uczę się toczyć

Już od jakiegoś czasu myślałam o tym, by się nauczyć toczyć na kole. Miałam okazję kilka razy siedzieć przy kole, ale jakoś z mizernym skutkiem. Pisałam o tym nawet w jednym z postów i pokazywałam moje dość mizerne próby utoczenia czegoś. W pracowni mamy koło, ale kopane, i to też jakoś mnie nie wciągnęło (za bardzo skupiałam się na tym, że po jakimś czasie strasznie bolała mnie noga :)). Wiedziałam, że nie jest to umiejętność, którą opanowuje się szybko. Trzeba cierpliwości i czasu.
Od myślenia do działania. Poszukałam, popytałam i trafiłam do pracowni Moniki Wieczorkowskiej, i już wiem, że zadomowię się tam na dłużej. Monika jest cudowną osobą, ma wiele cierpliwości i świetnie tłumaczy. Bo toczenie na kole tylko z pozoru wygląda na prostą umiejętność (pamiętacie tę słynną scenę z filmu "Uwierz w ducha"? Mam ją zawsze przed oczami, jak widzę kogoś, kto robi coś na kole). Daję więc sobie sporo czasu na naukę. A póki co zdjęcia pierwszych prac, które nadają się do pokazania. O tych nieudanych lepiej nie wspominać :). Jak mówi Monika, są całkiem niezłe (te udane oczywiście) jak na początek. Ja sama wiem, że ścianki powinny być cieńsze, ale tym się mam na razie nie przejmować. No i nigdy nie wiem, co mi wyjdzie. Te kształty są kompletnie przypadkowe :)).
A zatem po kolei. Kubek (środek transparentne, brzeg aquamarine, ścianki zieleń butelkowa).

Naczynie nr 1 o bliżej nieokreślonym przeznaczeniu (środek i ścianki złote, które wypaliło się dość ciemno i matowo, brzegi aquamarine).

Naczynie nr 2, również o nieokreślonym - przynajmniej na razie - przeznaczeniu (środek transparentne, brzeg irys, ścianki złote).

niedziela, 9 października 2011

I znów o wszystkim po trochu

Jak pisałam w ostatnim poście, znów gotowałam zupkę. Tym razem jadalną, bo z owoców czarnego bzu (Sambucus nigra L.). Będąc w ogrodzie u mojego taty, odkryłam kiście tych owoców. Jeszcze niedawno nie zwróciłabym na nie uwagi, ale odkąd bawię się w ekofarbowanie, patrzę na każdą roślinę pod kątem jej przydatności do barwienia.
Zatem siatka do ręki i zbieramy.

A potem tradycyjnie gotowanie zupki. A oto rezultaty barwienia. Po lewej stronie z dodatkiem siarczanu miedzi, po prawej - ałunu. Siarczan miedzi spowodował, że kolory stały się szarofioletowe, ałun zaś nadał barwionym rzeczom zabarwienie różowofioletowe. Kolor jedwabiu ponge jest według mnie zachwycający. A co wy sądzicie o kolejnych farbowankach?

Wczoraj zaś spotkałam się z Dianą. Dotąd znałyśmy się tylko mailowo, ale od dawna wiedziałam, że jesteśmy pokrewnymi duszami i nadajemy na tych samych falach. Rozmowom nie było końca. Pamiątkowa fotka :).

Jeszcze będąc u Basi w Rozewiu, zaczęłam filcować szarą czapkę. Dopiero teraz doczekała się swojej fotki.

I jeszcze fotka ostatnio wypalonych guzików. Na życzenie Lucynki :). Ugier spłynął trochę za bardzo, ale akurat w guzikach te krople mi nie przeszkadzają.

niedziela, 2 października 2011

Warsztaty i fedora bis

Trochę miałam przerwę w blogowaniu, m.in. w związku z wyjazdem. A zaraz po powrocie wpadłam w wir codziennych obowiązków. Ale tęskniłam i do bloga, i do filcu, i do ceramiki.
Przede wszystkim zapraszam serdecznie na warsztaty, które będę miała przyjemność prowadzić. Odbędą się w najbliższą sobotę (8.10) w Muzeum Etnograficznym (oddział Muzeum Narodowego) w Gdańsku-Oliwie. Więcej informacji tu (trzeba zjechać do punktu etnodizajn).
Poza tym 16.10 zamierzam uczestniczyć w wypale raku, który organizuje moja koleżanka Danka. Wypał odbędzie się w Sobączu (koło Starej Kiszewy). Jeśli są osoby zainteresowane, to wszelkich informacji udziela Danka pod numerem telefonu 602314077.
No i oczywiście nie próżnowałam. Popełniłam kolejny kapelusz w stylu fedora, tym razem na swojej formie. Kolory jesienne, obszyty taśmą rypsową, ozdobiony kwiatem.


Kwiatek z bliska

A tymczasem w garnkach gotują się zupy, oczywiście niejadalne :). Ale o tym w następnym poście...