Wczoraj, czyli 2 października, był Międzynarodowy Dzień Filcu. Tak się złożyło, że właśnie na ten dzień Ela zaplanowała kolejne spotkanie w Pracowni na Kaszubach. Temat dotyczył koloru i jak się okazało, tworzyłyśmy coś, co z powodzeniem można wykorzystać do filcowania. Uznałam więc, że godnie uświęciłam ten dzień. Dokładniejsza fotorelacja znajduje się oczywiście na blogu Prząsniczka. A tu kilka fotek z mojego aparatu.
Zadaniem każdej z nas było stworzyć włóczkę w odpowiednio dobranych kolorach. Tu korzystamy z fachowych porad książkowych na temat doboru barw:
Yesterday (2nd October 2010) was Felt United Day, by accident at the same day we have met again in Workshop in Kashubia (Ela). We spent the day on colour researches, creating also things, which are useful for felting as well. Below some photograms:
Układanie czesanek na grzebieniu:
Tu czesanka jest już rozluźniona:
Guziki poszły w ruch:
A oto efekty. Niektóre kolorowe czesanki zostały sprzędzione na wrzecionie lub na kołowrotku, niektóre zostały w pasmach.
Dżemowo.
7 lat temu
Hmmm, to najpierw, zapytam jako zupełnie zielona- zanim się sprzędzie wełenke to też musi przejść przez ten guzik? Ale, nawet jak przejdzie to nie musi być sprzędzona?
OdpowiedzUsuńKolory cudne, wszystkie jak jeden!
Licho, już tłumaczę. Na grzebień nakładasz różne kolory czesanek - takie jak chcesz albo takie, jak podpowiada ci na przykład książka o kolorach. Potem rozluźniasz nałożone pasma, wyciągasz jedno malutkie, przeciągasz szydełkiem przez dziurkę od guzika i ciągniesz. Powstaje kolorowa czesanka (za taką czesankę płaci się za granicą niemałą kasę, a tak łatwo zrobić ją samemu). Manewrując guzikiem, wyciągasz różnokolorowe pasma. Tak przygotowana czesanka może od razu służyć do filcowania albo możesz ją uprząść i dopiero wtedy wfilcować. Przędzenie daje zupełnie nieoczekiwane efekty kolorystyczne. Ale o tym przeczytasz więcej na blogach bardziej doświadczonych prządek niż ja.
OdpowiedzUsuńNo dziękuję! Bardzo pouczające! Chociaż ja to chyba nie umiem filcować z takich melanżów, mam i leżą, ale miło popatrzeć na nie :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWow! Ależ u Ciebie profesjonalnie. Piękne te kolory, cudne, tylko kiedy ja jeszcze znajdę czas na bycie prządką? Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNiesamowite!!! Chciałabym tam być i zobaczyć to na własne oczęta :) Mam nadzieję, że pokażecie mi, jak już do Was dotrę :)
OdpowiedzUsuńJakie to piękne!
OdpowiedzUsuńCo raz częściej nachodzą mnie wspomnienia z dzieciństwa i przypominam że moja babulinka miała takie urządzenie (wieeelkie gwożdzie wbite do deski) ale do czego to służyło nie pamietam :-(
Muszę się chyba udac na seans hipnozy żeby przypomniec se jak najwięcej o szczegółach rękodzieła mojej babci.
Plastusiu, a można pomieszać, uprząść i nie filcować? ;-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Tobatko, ja juz od początku lata czekam na Twoeje odwiedziny.
OdpowiedzUsuńOksana, ale masz cudne wspomnienia! Faktycznie hipnoza niezbędna, bo jak się domyślam, z babcią już nie porozmawiasz.
Egunia, pewnie że można. Ale to był dzień filcowania, a nie dzień kręcenia na kołowrotku :)).
Plastusiu, a w piwnicy już byłaś? Tak pytam nieśmiało...
OdpowiedzUsuńElu, wybieram się jutro, bo to nie jest piwnica w domu, w którym mieszkam, więc muszę się tam specjalnie udać.
OdpowiedzUsuńOj, to może kiedys przy okazji - nie chcę robić Ci kłopotu w żadnym razie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń