czwartek, 30 września 2010

Raku i len

Tym razem dwa naszyjniki. Oba mają elementy wypalane metodą raku: różyczki pochodzą jeszcze z zeszłorocznego pleneru w Trzcińsku, a kwiatki - z tegorocznego wypału u Grażynki na Oruni. Pierwszy nawiązuje do podobnego naszyjnika, który zrobiłam już dość dawno dla siebie. Podobał się wielu osobom, ale ponieważ jest bardzo pracochłonny, jak dotąd nie dawałam się namówić na powtórkę z rozrywki. Złamałam się dla mojej koleżanki Agnieszki. Różyczki są tak umocowane, że można je dowolnie wyginać.

Two necklaces this time. Both (roses and flowers)included elements produce with Raku method. First necklace relay to other item I made for myself. This time I made it for my friend Agnieszka.




Elementy kwiatowe w drugim naszyjniku znacie doskonale. Jak dotąd takie kwiatki wypalałam tylko w piecu elektrycznym. Tym razem raku. Na ostatniej fotce chyba najlepiej widać rewelacyjne efekty kolorystyczne, jakie daje się uzyskać dzięki tej metodzie wypału.

Flower elements included in second necklace you know well. So far such elements have been produced in electric oven. This time in Raku oven. Last photogram presents interestin colour effects, possible in raku method only.



16 komentarzy:

  1. Pierwszy mój, mój :-)
    uwielbiam kwiaty, jest przepiękny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Plastusiu, pierwszy naszyjnik jest cudny! Połączenie ceramiki z lnem genialne !!! Rewelacja :)
    Ten drugi oczywiście też jest cudowny, ale ten kształt już znam i bardzo lubię. Za to tym razem widzę różne kolory kwiatków. Miodzio :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, nabyłam takie różyczki na jarmarku, by zrobić naszyjnik...ale jeszcze stoją w wazonie. A te raku to jak robisz? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy górą - cudownie delikatny :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. pierwszy ,, pierwszy ,, pierwszy i już. oryginalny ,, frymuśny . brawo

    OdpowiedzUsuń
  6. Licho, raku to specjalna metoda wypału (pochodząca z Japonii), która polega na tym, że rozgrzane do czerwoności poszkliwione wyroby wyjmuje się z pieca i wkłada do trocin, trawy, skrawków papieru itp. W ten sposób uzyskuje się niesamowite i często nieprzewidywalne efekty.

    OdpowiedzUsuń
  7. A wcześniej gdzie się je rozgrzewa do czerwoności? W piecu? Ekscytujące to musi być!

    OdpowiedzUsuń
  8. W piecu. I dużo dymu jest wtedy. Tak jak na jednej z fotek z postu Ostatni wypał raku w tym roku

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne cuda! A gdzie takie piece są dostępne? U Grażynki na Oruni?? :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie podoba się ten drugi! Lubię proste połączenia, bo w praktyce, te się najlepiej sprawdzają. Obawiam się, że len od kosmetyków i potu zmieni kolor.... pierwszy to mój faworyt!!!!

    Pozdrawiam

    Magda Ryniec

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem tylko tyle: zaczarowały mnie te różyczki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Monroma, takie piece są w wielu miejscach w Polsce. Praktycznie każdy, kto ma kawałek ogródka czy ziemi, może sobie taki piec postawić.
    Magda, mam lniany naszyjnik już dość długo i kolor lnu się nie zmienił. Ale fakt, nie używam na szyję żadnych podkładów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sa piekne,,,,drugi w moim stylu.
    Mam kawalek ogrodka....i co dalej;)Poradz Plastusiu!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. TuKara, potrzebne ci są cegły szamotowe, ruszt, furta, termopara... Trochę tego jest. Jak serio jesteś zainteresowana tematem, to polecam stronę ceramikon na onecie. Tam Osiński dokładnie opisuje, jak zbudować piec do raku. Chętnie też służy pomocą telefoniczną i mailową. Wiem, bo dzięki jego poradom koleżanka zbudowała właśnie taki piec.
    Ach, byłabym zapomniała. Można jeszcze zamówić sobie piec do raku metalowy na butlę gazową. Wiem, że są w Polsce ludzie, którzy coś takiego robią. Nawet mam namiar. Ale w Tunezji... Kto wie.

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziekuje Plastusiu za "odzew" ,,,,,,,musze sprobowac...Kiedys na pewno.....

    OdpowiedzUsuń