niedziela, 2 września 2012

Eco dyeing - indygo i logwood

Postanowiłam wykorzystać ostatnie dni ładnej pogody tego lata (na Wybrzeżu lato nas w tym roku nie rozpieszczało) i rodzinne spotkanie przy kiełbaskach, aby popróbować farbować indygo. We wszystkich opisach podkreśla się, że ze względu na używane odczynniki powinno się farbować indygo na świeżym powietrzu. Ponadto nie jest to metoda łatwa, ale wymagająca cierpliwości i doświadczenia. Ale kto nie próbuje...
Ponieważ moja kuchenka ma dwa palniki, postanowiłam na drugim wstawić garnek z "zupką logwoodową", czyli z modrzejcem kampechiańskim zwanym też drzewem kampeszowym.W niebieskim garnku indygo, a obok drzewo kampeszowe.

 Barwienie indygo jest rzeczywiście niesamowite. Na początku rozwór ma kolor brunobrunatny, dopiero po jakimś czasie robi się niebieski. I okropnie śmierdzi! Rzeczy wyjmowane z indygowej kąpieli na początku są lekko zielonkawe, a barwy niebieskiej nabierają po chwili - co jest efektem utleniania. Udało mi się ten moment uchwycić na zdjęciu. Proces ten jest nieodwracalny i nie do zatrzymania. A szkoda, bo w pewnym momencie zieleń była przepiękna.

A to już różne próbki farbowane indygo, bo tradycyjnie wrzuciłam do garnka co się tylko dało.
Jedwab ponge składany według jednej z technik shibori - wyszedł według mnie zbyt blady.
 Kiedyś zrobiłam biały szal z wstawkami z koronek. Koronki - mimo że sztuczne - świetnie przyjęły barwnik.

Czesanka merino
Czesanka jedwabna
Farbowanie logwoodem jest znacznie mniej skomplikowane. Czysty wywar ma kolor intensywnie amarantowy, ale przy zastosowaniu odpowiednich odczynników też się da uzyskać kolor niebieski.
Fiolet otrzymałam po ałunie.
Niebieski po siarczanie miedzi.
Wszystkie próbki są jeszcze mokre, bo mam ich oczywiście dużo więcej.
Ogólnie jestem bardzo zadowolona, choć nad intensywnością wybarwień indygo będę musiała jeszcze popracować. Gdyby to tylko tak nie śmierdziało... :).

PS Tuszyńska pisze, że wybarwienia drzewem kampeszowym są mało odporne na działanie światła, zatem domyślam się, że blakną. Zobaczymy. Na razie próbki jeszcze są wilgotne, ale jak wyschną, to nie będę ich chować do pudła, tylko zostawię na wierzchu. Ciekawe, jak bardzo zbledną.

7 komentarzy:

  1. Fascynujące, rzekłabym nawet magiczne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytam tego typu Twoje posty, to dochodzę do wnioski, ze albo masz coś w sobie z chemika, albo z czarownicy:) Szalona kobieta:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z chemika nic a nic. Kiedyś byłam nawet dobra z chemii, dziś nic nie pamiętam i bardzo żałuję, bo teraz znajomość chemii bardzo mi się przydała.
      Rodzina, widząc mnie wśród odczynników i wełen, też orzekła, żem czarownica :)).

      Usuń
  3. Cudne kolory :) Barwiłam wczoraj wełnianą tkaninę liśćmi brzozy, wyszedł intensywny żółtozielony kolor ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam indygo, szczególnie jeansowe. Chyba zostały mi wspomnienia z PRLu. Kiedyś oglądałam film o jeansowej wodzie, która truje oceany wokół Afryki. Podobno teraz Levis i inne czołowe firmy przeniosły się do Chin i tam trują.
    Jednak Twoje ekologiczne farbowanie wygląda wspaniale.
    Mam też do czynienia z dziećmi indygo, to takie obecne skrzyżowanie ADHD i Aspergera. Obecny świat ich nie rozumie.
    Pozdrówki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z tym indygo i ekologią chyba nie do końca jest OK, bo używa się amoniaku i hydrosulfitu, a ten ostatni to ponoć jakieś paskudztwo jest. Ale wszystkie receptury barwienia indygo zawierają jakąś paskudną chemię.

      Usuń