Niemal zaraz po powrocie majówka. Jak co roku wypad do domku nad jeziorem. Marzyłam o chwilach nic nierobienia, leżenia z książką i opalania się. Udało się, bo kilka dni było naprawdę słonecznych. Ale samo lenistwo to nie my. Zwiedzaliśmy też okolice, m.in. otwarty po kilka latach remontu zamek w Człuchowie.
W zamku udało mi się oczywiście wypatrzeć kołowrotek...
A po drodze zwiedziliśmy jeszcze chojnicką starówkę.
Przed wyjazdem zrobiłam kolejny naszyjnik, będący połączeniem filcu, lnu i bursztynu. Uważam, że te materie świetnie do siebie pasują. Bursztyn to nabytek na tegorocznym Amerifie. Naszyjnik nazwałam "Uwięziony bursztyn" i noszę go do krótkiej lnianej tuniki.
Zazdroszczę londyńskiego wypadu...zwłaszcza Handweavers mi się przypomniało...
OdpowiedzUsuńBursztyn ma świetny kolor i oprawę, gratuluję!
Dzięki za miłe słowa o bursztynie :). Do Handweavers nie pojechałam, jak zobaczyłam katalog z cenami...
UsuńBardzo ciekawa praca.
OdpowiedzUsuńNaszyjnik pierwsza klasa!
OdpowiedzUsuńDetelina, Agulla, dziękuję pięknie.
OdpowiedzUsuńtrzeba ci przyznać masz talent, naprawdę fajnie ci ten naszyjnik wyszedł http://www.electrogsm.pl
OdpowiedzUsuńTen bursztyn nie mógł lepiej trafić. Mnie się to raczej z kiełkującą fasolką kojarzy, ale akurat u mnie to szczyt pochwały, bowiem nikt tak fasoli nie lubi jak ja. Obsiewam nią cały ogródek i zżeram po prostu jak dzikus.
OdpowiedzUsuń