Maski powstawały w dość długim okresie, ale chciałam je pokazać razem, bo tworzą pewien cykl. Wszystkie zostały odciśnięte z tej samej formy, ale każda jest trochę inna, zostały też wypalone innymi metodami.
Pierwsza z ciemnej gliny, mocno tlenkowana, lekko szkliwiona, wypalana w piecu elektrycznym.
Druga tlenkowana i delikatnie przecierana złotym szkliwem. Palona na ostro dwa razy: raz w piecu elektrycznym, drugi raz - w beczce.
9
Trzecia najdłużej czekała na skończenie. Udało się w ostatni weekend. Wypał raku. To, co uwielbiam najbardziej. W piecu znalazło się kilka moich rzeczy, ale według mnie maska wyszła najlepiej. Pozostałe pokaże w następnym poście, bo w tym bohaterkami są maski.
Wypał zawdzięczam Monice. Moniu, jeszcze raz wielkie dzięki!
Dżemowo.
7 lat temu
Super!!! A ostatnia to prawdziwe cudo!
OdpowiedzUsuńniesamowite...a ta druga trochę straszna! /przynajmniej na zdjęciu/
OdpowiedzUsuńBasiu, w rzeczywistości tez jest trochę straszna. To efekt palenia w beczce. Dostała dymem po twarzy :))).
UsuńAle bajer. Aż mnie zatkało.:-) SUPER
OdpowiedzUsuńDzięki Grażynko, z Twoich ust tym bardziej cieszą pochwały.
UsuńSą niesamowite :) pięknie tworzysz :)
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo.
Usuń